brattvaag

brattvaag

KIM JEST RENIFEROWA?

Mieszkam na wyspie. Bywa, że woda leje się z nieba, deszcz pada poziomo, a wiatr chce urwać głowę. Ale gdy wyjdzie słońce, woda w fiordzie zaczyna mienić się kolorami, czas staje w miejscu. Tu w pełni czuję, że JESTEM. W Norwegii bywałam wcześniej jako turystka, od jesieni 2011 tu jest mój dom.

Na blogu piszę o godnych odwiedzenia zakątkach Norwegii - także tych mniej znanych. Blog to także skrawki naszego emigracyjnego życia. To zapiski przede wszystkim dla naszych dzieci. Ale nie tylko.

Zapraszam!

Reniferowa

piątek, 20 października 2017

(268) Jabłka, jabłuszka

W Polsce lato zaczynało sie od papierówek. A potem słodkie malinówki, kwaśnawe kosztele, żółte renety i goldeny. Jak tato stawiał w chłodnej sypialni skrzynkę malinówek, to pachniało na cały dom. I tornister jabłkiem pachniał. I czasem rękawiczka, do której się jabłko włożyło, by się w drodze do szkoły nie obiło. Ach polskie jabłka, malinowy smak dzieciństwa!
Pamiętam, jak Renifer po raz pierwszy opowiedział mi o norweskich jabłkach, a było to z dziesięć lat temu, a może i dawniej, to trochę się zdziwiłam. Czyżby jakieś jabłka mogły dorównać polskim? A kilka lat później sama się przekonałam, że owszem, jabłka z krainy fiordów są nie tylko dobre, one są wyśmienite! Problem w tym, że sezon na nie jest krótki, bo trwa od września do grudnia. A niektóre gatunki, jak na przykład discsovery, są dostępne tylko przez dwa miesiące.
Ale nie narzekam, bo moimi faworytami są jabłka gravenstein, a te można kupować aż do grudnia.

A jak się kupi gravenstain, które rosły w Hardanger, to to dopiero jest rarytas!



Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz